niedziela, 19 stycznia 2014

take the moment and make it perfect!

Miałam tak piękną niedzielę, że muszę ją opisać!

Wczesnym rankiem obudziły mnie promienie słońca, pogoda była tak ładna, że nie mogłam dłużej leżeć w łóżku. Zamierzałam spędzić tę niedzielę leniwie, więc przeniosłam się z książką na dach. W międzyczasie dołączyły do mnie dziewczyny i rozmawiałyśmy o traumatycznych przeżyciach z dzieciństwa, pochłaniając przy tym greckie śniadanie. Czułam się najlepiej na świecie- NIC NIE MUSIAŁAM, po prostu leżałam i cieszyłam się słońcem, spałam, jadłam, skończyłam książkę, słuchałam muzyki... klimat półwyspu helskiego, mojego raju na ziemi!
Nawet nie zauważyłam, kiedy była już 15sta i nagle usłyszałam wołanie Saary: "MONIAAAAAAAAAA Richard and Arthur just came, THEY WANT TO TAKE US ON A BOAT TRIP, ARE YOU READY?!"
"Whaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaat?"
 Coś ktoś ostatnio wspomniał o tym, że może wybierzemy się z nimi na łódkę, ale nikt nie sądził że to tak na serio! Człowiek w pidżamie, w promieniach słońca leży przez cały dzień, a tu taka niespodzianka! Richard i Arthur czekali na nas w samochodzie. Arthur jest 24latkiem z Estonii, który robił w Xylokastro EVSa, a potem już tu został i zamieszkał z Richardem- ponad 40letnim, przesympatycznym gejem i z jego sześcioma psami. Chyba nie muszę pisać jakie byłyśmy podekscytowane i wdzięczne? Od września rozmawiałyśmy o tym, że musimy znaleźć w Xylokastro kogoś kto ma łódkę i może nas zabrać na przejażdżkę. Z Saarą żartowałyśmy, że musimy zastosować metodę podrywu na kobiece wdzięki, to może się uda :D W końcu po drugiej stronie zatoki można zobaczyć delfiny!
Richard i Arthur spełnili nasze marzenie i tej słonecznej, styczniowej niedzieli znaleźliśmy się w piątkę na motorówce: Arthur, Richard, Maddy, Saara i ja. Nie mogłyśmy przestać się uśmiechać, wiatr we włosach, morska bryza, czyste niebo, góry... Zatrzymaliśmy się na środku zatoki, wypatrywaliśmy delfinów, Arthur wskoczył do wody, żeby orzeźwić się i pozbyć kaca. Richard zapytał czy któraś z nas ma patent motorowodny i takim oto cudem wylądowałam za kierownicą motorówki! Ostatni raz prowadziłam motorówkę na egzaminie, nie sądziłam że ten patent przyda mi się w takich okolicznościach. Tak się wkręciłam, że... po jakimś czasie zabrakło nam benzyny! Na szczęście sytuacja została szybko opanowana i szczęśliwie dobiliśmy do brzegu. Ta przejażdżka, to kolejny moment, w którym chciało mi się płakać ze szczęścia!
Potem w świetle zachodzącego słońca, siedziałyśmy na plaży i rozmawiałyśmy o tym, jak dobrze mieć życie bez ograniczeń, pełne przygód, nieoczekiwanych zwrotów akcji:)

Wczoraj wieczorem oglądałyśmy ze współlokatorkami film "Shirley Valentine": 42letnia kobieta, znudzona i sfrustrowana swoim życiem, pewnego dnia nikomu nic nie mówiąc pakuje walizkę i wyjeżdża do Grecji. Obraz Grecji w tym filmie jest tak cukierkowy i przerysowany, że śmiałyśmy się i ironizowałyśmy "o tak, tak wygląda nasze codzienne życie tutaj!", "tak widzą znajomi naszego EVSa!". Fakt, akcja działa się na jednej z pięknych, greckich wysp, ale i tak wszystko zostało ładnie podkręcone.
Prawda jest taka, że życie w Grecji toczy się w swoim tempie.. wbrew pozorom nie pijam tu wina na plaży o zachodzie słońca, nie budzi mnie szum morza, miasteczko jest bardziej szare aniżeli biało-niebieskie, kraj w całości nie wygląda jak ze zdjęć w ofertach turystycznych, a tutejsze podróżowanie bywa frustrujące (i kosztowne).. ale jestem pewna, że dla takich chwil, które tu przeżywam się żyje! Dla chwil przepełnionych bezgraniczną radością i wdzięcznością za to, że jestem właśnie w tym czasie, w tym miejscu, wśród tych ludzi :)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz