Miałam tak piękną niedzielę, że muszę ją opisać!
Wczesnym rankiem obudziły mnie promienie słońca, pogoda była tak ładna, że nie mogłam dłużej leżeć w łóżku. Zamierzałam spędzić tę niedzielę leniwie, więc przeniosłam się z książką na dach. W międzyczasie dołączyły do mnie dziewczyny i rozmawiałyśmy o traumatycznych przeżyciach z dzieciństwa, pochłaniając przy tym greckie śniadanie. Czułam się najlepiej na świecie- NIC NIE MUSIAŁAM, po prostu leżałam i cieszyłam się słońcem, spałam, jadłam, skończyłam książkę, słuchałam muzyki... klimat półwyspu helskiego, mojego raju na ziemi!
Nawet nie zauważyłam, kiedy była już 15sta i nagle usłyszałam wołanie Saary: "MONIAAAAAAAAAA Richard and Arthur just came, THEY WANT TO TAKE US ON A BOAT TRIP, ARE YOU READY?!"
"Whaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaat?"
Coś ktoś ostatnio wspomniał o tym, że może wybierzemy się z nimi na łódkę, ale nikt nie sądził że to tak na serio! Człowiek w pidżamie, w promieniach słońca leży przez cały dzień, a tu taka niespodzianka! Richard i Arthur czekali na nas w samochodzie. Arthur jest 24latkiem z Estonii, który robił w Xylokastro EVSa, a potem już tu został i zamieszkał z Richardem- ponad 40letnim, przesympatycznym gejem i z jego sześcioma psami. Chyba nie muszę pisać jakie byłyśmy podekscytowane i wdzięczne? Od września rozmawiałyśmy o tym, że musimy znaleźć w Xylokastro kogoś kto ma łódkę i może nas zabrać na przejażdżkę. Z Saarą żartowałyśmy, że musimy zastosować metodę podrywu na kobiece wdzięki, to może się uda :D W końcu po drugiej stronie zatoki można zobaczyć delfiny!
Richard i Arthur spełnili nasze marzenie i tej słonecznej, styczniowej niedzieli znaleźliśmy się w piątkę na motorówce: Arthur, Richard, Maddy, Saara i ja. Nie mogłyśmy przestać się uśmiechać, wiatr we włosach, morska bryza, czyste niebo, góry... Zatrzymaliśmy się na środku zatoki, wypatrywaliśmy delfinów, Arthur wskoczył do wody, żeby orzeźwić się i pozbyć kaca. Richard zapytał czy któraś z nas ma patent motorowodny i takim oto cudem wylądowałam za kierownicą motorówki! Ostatni raz prowadziłam motorówkę na egzaminie, nie sądziłam że ten patent przyda mi się w takich okolicznościach. Tak się wkręciłam, że... po jakimś czasie zabrakło nam benzyny! Na szczęście sytuacja została szybko opanowana i szczęśliwie dobiliśmy do brzegu. Ta przejażdżka, to kolejny moment, w którym chciało mi się płakać ze szczęścia!
Potem w świetle zachodzącego słońca, siedziałyśmy na plaży i rozmawiałyśmy o tym, jak dobrze mieć życie bez ograniczeń, pełne przygód, nieoczekiwanych zwrotów akcji:)
Potem w świetle zachodzącego słońca, siedziałyśmy na plaży i rozmawiałyśmy o tym, jak dobrze mieć życie bez ograniczeń, pełne przygód, nieoczekiwanych zwrotów akcji:)
Wczoraj wieczorem oglądałyśmy ze współlokatorkami film "Shirley Valentine": 42letnia kobieta, znudzona i sfrustrowana swoim życiem, pewnego dnia nikomu nic nie mówiąc pakuje walizkę i wyjeżdża do Grecji. Obraz Grecji w tym filmie jest tak cukierkowy i przerysowany, że śmiałyśmy się i ironizowałyśmy "o tak, tak wygląda nasze codzienne życie tutaj!", "tak widzą znajomi naszego EVSa!". Fakt, akcja działa się na jednej z pięknych, greckich wysp, ale i tak wszystko zostało ładnie podkręcone.
Prawda jest taka, że życie w Grecji toczy się w swoim tempie.. wbrew pozorom nie pijam tu wina na plaży o zachodzie słońca, nie budzi mnie szum morza, miasteczko jest bardziej szare aniżeli biało-niebieskie, kraj w całości nie wygląda jak ze zdjęć w ofertach turystycznych, a tutejsze podróżowanie bywa frustrujące (i kosztowne).. ale jestem pewna, że dla takich chwil, które tu przeżywam się żyje! Dla chwil przepełnionych bezgraniczną radością i wdzięcznością za to, że jestem właśnie w tym czasie, w tym miejscu, wśród tych ludzi :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz