niedziela, 13 grudnia 2015

Włochy- Land of Confusion

We Florencji jestem już trzy miesiące i aż mi wstyd, że do tej pory nie udało mi się nic napisać. Najwyższy czas nadrobić. 

Za każdym wcześniejszym pobytem na obczyźnie, i w Holandii, i w Grecji, po tych pierwszych kilku miesiącach dziwiłam się, kiedy to ten czas minął i jak to szybko zleciało, a teraz? Teraz wiem! Otóż we Włoszech ten czas minął na braniu udziału w "castingach" podczas szukania mieszkania, na życiu na walizkach w tymczasowym lokum bez kuchni (byłyśmy tak podekscytowane, że nie zauważyłyśmy tego "mało" znaczącego braku...), na walczeniu z dostawcą Internetu, na dłuuuuuugich spacerach z centrum do domu, bo autobusów brak (strajki, fuori servizio i takie tam), na całowaniu klamek niemal za każdym razem, kiedy chciałyśmy coś załatwić, na wydawaniu milionów nie wiadomo na co (jak z miesiąc temu sprawdziłam stan konta to myślałam, że się rozpłaczę, żebym to ja jeszcze sobie tu coś kupowała, ciuchy, gadżety, whatever...).
Trochę się tu namarudziłam, przyznaję. Włochy można kochać całym sercem, jak przyjeżdża się tu na dwutygodniowe wakacje, schody zaczynają się wtedy, kiedy masz sobie zorganizować tu życie na trochę dłuższy okres czasu. Długo mi to zajęło, być może musiałam przyzwyczaić się do tej włoskiej, nieco abstrakcyjnej rzeczywistości, ale teraz z dumą mogę oświadczyć, że udało mi się zmienić nastawienie na takie, które pozwala mi w pełni cieszyć się pobytem tutaj :P Bo to absolutnie nie jest tak, że ja tu siedzę i marudzę, i marzę o powrocie do Polski (choć przyznam, że teraz umieram ze szczęścia na samą myśl o tym, że zaraz wracam na Święta, no i tak troszkę odliczam dni, jeśli chodzi o ten ostatni tydzień). Jest wiele rzeczy, które wydają mi się tak nielogiczne, bezsensowne i uprzykrzające życie i może nigdy tego nie zrozumiem, ale przecież nie muszę. Inna kultura, inne obyczaje, inne zasady. Lekcja życia- nie walcz z tym, tylko zaakceptuj. Klucz do szczęśliwego życia w obcym kraju.
Dzisiaj będzie więc o przyjemnościach związanych z moim pobytem we Florencji, czyli- la dolce vita!

Pierwszą rzeczą, która cieszy mnie nieopisanie mocno jest czas. Na czytanie książek, na oglądanie filmów, na oglądanie teledysków, na leniwe poranki, na rozkminianie życia, na szukanie kolejnych opcji, a nawet na ćwiczenia z Chodakowską. 
Są też cudowneee zachody słońca nad rzeką Arno, no i ten zapierający dech w piersiach widok na miasto z Piazzale Michelangelo.
Jest dobre wino i mimo tego, że nie pijemy na co dzień chianti, to przynajmniej od święta, w pięknych okolicznościach przyrody :D
Jest Duomo, które za każdym razem zachwyca swoją misterną architekturą i wielkością i nigdy w życiu żadna budowla nie zrobiła na mnie takiego wrażenia, jak katedra Santa Maria del Fiore. 
Jest niebo, które najczęściej przybiera tu odcień fioletu i w porze popołudniowej, kiedy słońce zaczyna się chować, całe miasto przykrywa taka fotoszopowa warstwa. I nie wiem ile razy jadąc na rowerze, zatrzymywałam się tylko po to, żeby pogapić się w niebo, ale na pewno dużo!
Są wieczory, podczas których nie dość, że miasto jest jeszcze piękniejsze niż za dnia, to stojąc na naszym balkonie, na pobliskim wzgórzu widać milion mieniących się światełek  i za każdym razem jak się im przyglądam to uderza mnie fala szczęścia. Niektórych taka fala uderza na widok rzeźby Davida w Galleri dell'Accademia, a innych na widok światełek. No cóż :D W moim przypadku, ona przychodzi też wtedy, kiedy słyszę jedną z moich ulubionych piosenek w wykonaniu ulicznych grajków, którzy są tu niesamowici.
Co do wzgórz- 10 minut za miastem mamy Fiesole, czyli małe, urokliwe miasteczko na wzgórzu, z którego widać całą Florencję. Tak blisko centrum miasta, a tak inny świat. Tam zdecydowanie można już poczuć namiastkę Toskanii. (Chyba jestem nudziarą skoro jednym z moich najfajniejszych, włoskich wspomnień jest dzień spędzony na czytaniu książki w Fiesole, na ławce z TAKIM widokiem, no nie? :>)
No i właśnie- Toskania. Może Włoch jako całości nie darzę ogromną, szczerą miłością, za to Toskania to zupełnie inna historia! Nawet nie znajduję słów, żeby ją opisać, ale uwierzcie- jest tak piękna, jak pięknie się o niej mówi. Nie powinna rozczarować nikogo, kto lubi takie sielankowe klimaty.
I film "Pod słońcem Toskanii" oczywiście.

No więc jak widzicie, naprawdę cenię sobie la dolce vita. Najbardziej cieszy mnie czas i poczucie wolności. Życie toczy się swoim tempem, nie odczuwam żadnej presji, nie cierpię na nadmiar obowiązków, ani na chroniczne zmęczenie...
Tutejszy uniwersytet to nie to samo co PG, gdzie każda sesja mocno dawała się we znaki. Właściwie teraz trwa sesja, mamy 3 egzaminy, z których dwa zdajemy w tym tygodniu, a jeden w styczniu (mały fail- zapomniałyśmy się na ten egzamin zalogować). Egzaminy zdaje się tu aż do skutku, wyobraźcie sobie zdziwienie w erasmusowym biurze, kiedy zapytałyśmy o jeden egzamin, którego wiemy, że raczej nie zdamy i chciałyśmy zmienić nasze Learning Agreement- "Za którymś razem na pewno go zdacie, nie warto nic zmieniać!". Okeeeeeeeej. 
Dodam jeszcze, że zajęcia skończyły się 2 tygodnie temu (jakby ktoś chciał się pilnie uczyć, to naprawdę ma na to dużo czasu :P), a drugi semestr zaczyna się dopiero w marcu. Niech żyje wolność i swoboda.

Zdaję sobie sprawę z tego, że po powrocie do Polski czeka mnie nieco inna rzeczywistość- trzeba będzie uporać się z magisterką, skończyć studia, znaleźć pracę, dorosnąć (?) ... Nie wiem, kiedy w moim życiu znowu znajdzie się czas na smakowanie życia w innych krajach- być może tego czasu już w ogóle nie będzie? Właśnie dlatego staram się doceniać wszystko co mnie tutaj spotyka. I te dobre rzeczy, i te złe. Nawet jeśli milion pięćset sto dziewięćset spraw idzie nie po mojej myśli, nawet kiedy nie umiem znaleźć na ten kraj dobrego słowa, albo wtedy, kiedy niewyobrażalnie mocno wkurza mnie nasza współlokatorka...

Dobrze jest być tutaj.

lost & found ?
creepy dziecko w galerii Uffizi :P



Fiesole










widok na Florencję z Piazzale Michelangelo



Duomo




2 komentarze:

  1. No i doczekałam się! Super poczytać o Twoich wrażeniach. Cieszę się, że mimo przeciwności smakujesz ten czas i nie musisz się martwić studiami :) I zdjęcia... Czuć ten klimat!

    OdpowiedzUsuń
  2. :) Teraz chcę się trochę bardziej skupić na blogu, także nie będzie trzeba tyle czekać (mam nadzieję)! A zdjęcia tylko po to, żeby choćby w małym stopniu oddać klimat tego miejsca, zastanawiam się nad tym, żeby jednak zabrać ze sobą lustrzankę wracając z Polski...

    OdpowiedzUsuń