niedziela, 4 września 2016

Lizbona {3)

Na dworze jest dzisiaj milion stopni (nie przesadzam!), ale zdołałam wyjść, zgubić się i umrzeć ze szczęścia na widok stacji metra, bo jeszcze chwila i bym się roztopiła. Było zdecydowanie za gorąco żeby próbować się odnaleźć i wracać na piechotę.
A teraz siedzę w najbardziej zaciemnionym miejscu w pokoju i udaję, że nie boję się dwóch jaszczurek, które zobaczyłam dzisiaj pod sufitem. Jak byłam mała starałam się zaprzyjaźniać nawet z muchami i komarami. Przekładam to teraz na te jaszczurki... Po prostu mieszkamy razem, musimy się polubić. Albo przynajmniej zaakceptować swoją obecność.

Od kilku dni głowa mi pęka od próby zrozumienia pewnej ważnej rzeczy. Na ile ja czegoś chcę, a na ile oczekuje tego otoczenie. Tutaj napisałam, że przez ostatnie 5 lat potrzebowałam poczucia niezależności i wolności. Zabrzmiało co najmniej tak, jakby pewien etap dobiegł końca, jakbym teraz marzyła o życiowej stabilizacji. A to nie do końca tak jest.

Zupełnie inaczej patrzę na wszystko z perspektywy domu, a inaczej z dystansu. Z domu wszystko wydaje mi się dużym wyzwaniem (nie zawsze chce się te wyzwania podejmować), a jak jestem gdzieś daleko, mam głębokie przeświadczenie, że mogę wszystko. Przecież przed każdym jest ocean możliwości.
Z perspektywy domu, zazwyczaj wybieram to co w miarę łatwo przychodzi. Moje marzenia są w jakiś magiczny sposób ograniczone i czy tego chcę czy nie chcę, większość z nich wydaje się 'za duża'. Wtedy realizuję te małe zachcianki, które w żaden sposób nie naruszają mojej strefy komfortu.
Ale jestem daleka od euforii.
A przecież zawsze chciałam od życia więcej.

I wtedy wyjeżdżam i każda emocja jest na sto razy większą skalę. Czuję to ogromne poczucie szczęścia, ale już nie zatracam się w nim tak naiwnie, bo wiem że to się kiedyś skończy. Wiem, że to co mam tutaj teraz, mogę mieć tylko na chwilę. Ale co by było gdybym nie miała tej chwili?

Żeby dobrze przeżyć życie, musimy zrobić to po swojemu. Tyle życiowych ścieżek, ile ludzi na świecie. Nadal nie do końca jestem w stanie zrozumieć, dlaczego ludzie dążą do tego, żeby wydeptać jedyną 'słuszną' drogę. I zadeptać tych którzy odstają.

No więc wracając do tego co pisałam o swojej potrzebie niezależności i wolności. Nie zagłuszę tego w żaden sposób. Choćbym bardzo chciała (ale nie chcę), to tego nie zrobię.

Może kiedyś ktoś zrozumie, ktoś nadąży. Chyba nigdy nie byłam tak pewna tego, czego chcę od życia i dawno nie miałam w sobie tyle siły, żeby do tego dążyć. Póki co pozostaję 'niedopasowana' i zdaję sobie sprawę że to boli bardziej innych, niż mnie. Ja jestem w pełni szczęśliwa, serio. Nie kłamię:)

As free as the ocean 










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz