środa, 30 stycznia 2019

List

Poniższy list jest swego rodzaju wyrazem wdzięczności do samej siebie. Przede wszystkim za cierpliwość względem samej siebie przy przepracowywaniu wieeeelu lekcji. Strach jest jedną z nich - po latach wiem, że się udało. I wiecie co? Warto było wybrać tę drogę, gdzie co jakiś czas trzeba było skakać na główkę!


***

Drogi Strachu,

Na wstępie tylko wspomnę, że strasznie dziwnie zwraca mi się do Ciebie w dopełniaczu. Jesteś wyjątkowo trudnym 'przypadkiem'.
Piszę do Ciebie, bo skoro już jesteś obecny w moim życiu od 27 lat, to czemu mielibyśmy ze sobą nie rozmawiać, choćby w formie listów? Najpierw jednak ustalmy zasady - ja piszę, decyduję i robię swoje. Ty siedzisz cicho. 

Nie zrozum mnie źle, nie mam nic przeciwko temu, że jesteś obok. Nie zamierzam się Ciebie pozbywać - w końcu życie człowieka przychodzi w pakiecie z emocjami. Dopóki czujemy choćby te najbardziej niewygodne - żyjemy. Niektórzy czują mocno i często, i właśnie do takiego grona zaliczam się ja. Z resztą Ty pewnie dobrze o tym wiesz, bo przez to i z Tobą łączy mnie bliższa więź. Bliższa niż mogłoby się z zewnątrz wydawać.

Pamiętasz te czasy, kiedy zupełnie nie mogliśmy się dogadać? To było okropne, na każdym kroku czułam Twoją wyższość. Rozumiem, że z natury jesteś dominującym typem, ale masz jeszcze jedną  cechę, której szczególnie w Tobie nie lubię - osaczasz i jesteś strasznie zajmujący. A przecież wiesz, że ja lubię wolność.

Zajęło nam parę długich lat zanim do siebie przywykliśmy. Nie mogę sobie przypomnieć punktu zwrotnego, być może nigdy takiego nie było. Ja to widzę jako proces, a Ty? Pamiętasz jak pierwszy raz jechałam sama na kolonię do Zakopanego? Albo te wszystkie obozy gimnastyczne, które były nieco traumatyczne? Albo jak szłam do gimnazjum, w którym nikogo nie znałam, a wtedy wyjątkowo nie przepadałam za poznawaniem nowych ludzi? A potem wszystkie wyjazdy za granicę, z których równie dobrze żaden mógł się nie wydarzyć, gdybym tylko dała Ci dojść do głosu? O popatrz, nawet na bungee razem skakaliśmy! Z resztą - znamy się równie dobrze z nieco bardziej przyziemnych spraw. Teraz tak myślę, że powiedzieć, że się lubimy to za dużo, ale muszę przyznać, że cenię sobie Twoje towarzystwo.  

Byłeś, jesteś i będziesz, ale ja już się nie przejmuję. Przywykłam. Poza tym, parę lekcji wyciągnęłam z naszej relacji - przede wszystkim Twoja obecność nauczyła mnie cierpliwości i zrozumienia. Teraz jak tylko Cię widzę, to z szacunku witam się grzecznie, a potem nieco mniej grzecznie daję Ci kopniaka. Bolą Cię moje ciosy? No widzisz - mam w sobie więcej siły niż mogłoby Ci się wydawać. Ale wiesz, że nawet muchy bym nie skrzywdziła, a z Tobą i tak nie mam szans. Kopię po to, żebyś opamiętał się z tym natychmiastowym osaczaniem, które praktykujesz. Żebyś dał mi spokój, bo co tu dużo mówić - absolutnie Ci nie ufam. Z resztą, ja mam tylko jedno życie w przeciwieństwie do Ciebie, więc wybacz, ale już zawsze będę robić swoje.

Teraz wyruszamy razem na Madagaskar, cieszysz się? Bo ja bardzo! Dużo dobrego spotkało mnie w życiu - mam mnóstwo szczęścia, energii, możliwości... Mam też zdrowie i wsparcie wspaniałych ludzi wokół - nie wyobrażam sobie życia bez nich! W każdym razie, musisz Strachu wiedzieć, że niczego tak bardzo teraz nie pragnę jak podawać dalej to dobro, które sama otrzymuję i którego doświadczam prawie na każdym kroku. 
Ruszamy za 3 dni. Proszę Cię - siedź cicho, szczególnie w przeddzień wyjazdu. Wiem, że Tobie wtedy chce się krzyczeć, ale to naprawdę nie jest najlepszy moment - wtedy jestem już wystarczająco rozemocjonowana, przytłoczona, podekscytowana, smutna... To wszystko dzieje się na raz, więc jeszcze Twojego głosu by tam brakowało!

Ah, i jeszcze jedno. Usiądź za mną, zapnij pasy i nie dotykaj radia. 
I broń boże nie chwytaj za kierownicę!

Ściskam aż do bólu,

Monika

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz