czwartek, 9 grudnia 2021

Pamiętnik niecovidowy

 No i stało się, po prawie 2 latach od początku pandemii miałam swój pierwszy test na covid. Objawy standardowe jak dla mocniejszego przeziębienia, ale cholera wie kiedy teraz jest się przeziębionym, a kiedy ma się covid, także cieszyłam się, że zostałam skierowana na teścik. Wtedy jeszcze nie wiedziałam jak to może wyglądać...

Środa, 11:30, Wendy 7/9. Byłam trzecia w kolejce, cieszyłam się bo widziałam, że gdybym przyszła 3 minuty później, byłabym ósma. Kurwa, godzinę stałam razem z tymi wszystkimi kaszlącymi, marznącymi ludźmi - tego dnia było akurat -9C. Gdybym wiedziała, że ta godzina na którą teoretycznie człowiek miał się stawić, to jakaś ściema i że przyjdzie nam tyle czekać, to ubrałabym strój narciarski i co najmniej trzy pary skarpetek. No jeszcze nigdy w życiu nie było mi tak zimno, byłam bliska zrezygnowania. Co więcej, myślałam sobie o tym, że jeśli nie mam covida a stoję w tej kolejce wśród ludzi z maseczkami na brodzie, albo bez, to prawdopodobnie złapię go tutaj... I o ile zazwyczaj jestem cierpliwa i raczej rzadko się wkurwiam na takie sytuacje, bo nie mam na nie żadnego wpływu, to tutaj naprawdę w duchu przeklinałam ten cały punkt wymazowy. Do końca życia zapamiętam okropnie polską atmosferę w tej kolejce (nawet mi się nie chce opisywać tych zachowań, były po prostu okrutnie prostackie), przenikający chłód, niemiłą Panią i długopisy które na tym mrozie nie chciały pisać, a trzeba było wypełnić formularz. 

 Na szczęście wynik negatywny, a więc izolacja nie trwała długo. Chociaż muszę przyznać, że wcale nie przerażała mnie wizja 13 dni samej w domu na kwarantannie... W głowie tworzyłam sobie już listę filmów, które obejrzę i książek, które przeczytam. No i tyle wywiadów do nadrobienia na jutjubie! I cała sterta nieprzeczytanych jeszcze gazet... Na pewno bym się nie nudziła. Jednak nie pozostaje mi nic innego jak tylko cieszyć się tym krótkim zwolnieniem lekarskim, w końcu to dopiero drugie L4 w ciągu ostatnich 5 lat. Także przez 3 dni tylko leżę, czytam, oglądam, robię drzemki, jem i tak w kółko. Do trzeciej dawki szczepionki chyba uda mi się uniknąć tego cholernego wirusa, już niewiele zostało. Jeśli chodzi o tą całą sytuację pandemiczną - pewnie jak każdy, jestem tym już totalnie zmęczona. Wywróciło to naszą rzeczywistość do góry nogami i naprawdę ciężko cokolwiek planować, bo jak już się zaplanuje to trzeba brać na to poprawkę, że jest duże prawdopodobieństwo, że nie uda się tego zrealizować. Przez to zupełnie odechciało mi się podróżować. Coś, co kiedyś stanowiło całkiem dużą część mojego życia, teraz pozostaje w zawieszeniu. Z plusów, "tu i teraz" nabrało nowego znaczenia. 

Dobra, to był bardzo chaotyczny wpis - zero weny, ale chciałam żeby był tu jakiś ślad tej pandemicznej rzeczywistości.