piątek, 31 stycznia 2014

zima w Grecji

Do końca stycznia miałam grzecznie siedzieć na tyłku i nie wydawać pieniędzy, żeby mieć je na podróże zaplanowane na ostatni miesiąc mojego pobytu w Grecji. Ale no jaaaaaak to- narty w Grecji! Tego nawet nie było na mojej liście rzeczy do zrobienia przed śmiercią. Nie wpadłabym na to, że znajdę się w greckim kurorcie narciarskim... A jednak!

To była spontaniczna decyzja. Do końca nie wiem z jakiego powodu (to Grecja, nie musisz nic rozumieć) dostałam wolny czwartek. W środę wieczorem siedzieliśmy wszyscy razem w mieszkaniu wolontariuszy krótkoterminowych, którzy przygotowali francuski obiad. Okazało się, że następnego dnia część z nich wybiera się na narty na Kalavritę. Spojrzałyśmy z Marthą na siebie- jedziemy?! JEDZIEMY! Byłam tak podekscytowana, że obudziłam się przed pełna energii zanim zadzwonił budzik. O 6.40 spotkaliśmy się i zrobiliśmy sobie spacer przy wschodzie słońca na na przystanek, który znajdował się na autostradzie. Tam dołączył do nas Dimitri- nauczyciel wfu w szkole podstawowej w Xylokastro, z którym chłopacy byli umówieni i jak się okazało- dzięki któremu mieliśmy okazję wybrać się na te narty. Wolontariusze krótkoterminowi malują szkołę, w której pracuje Dimitri. Dimitri mówił tylko po grecku, chłopacy po francusku... problemów z komunikacją jednak nie było- Dimitri wołał do nich fransuła! , a chłopacy dzielnie udawali, że rozumieją co on do nich mówi. A mówił dużo. Stałyśmy z Marthą nieco zagubione, bo nie wiedziałyśmy na co dokładnie czekamy (ale jak już pisałam na początku- to Grecja i nie musisz nic wiedzieć!)- na autobus, czy to może Dimitri ma nas tam zawieźć swoim samochodem, a czekamy teraz na jego kolegę... Po godzinie zamarzania i oczekiwania na nie wiadomo jaki środek transportu, podjechał bus i wszystko się wyjaśniło. Ski bus jadący z Aten na Kalavritę, po brzegi wypełniony był młodymi ludźmi ubranymi w narciarskie wdzianka. No i teraz my- 6 obcokrajowców w jeansach lub leginsach. A co tam! Dzień na stoku w Grecji jest warty wszystkiego!

Po 2 godzinach dojechaliśmy na Kalavritę. Po drodze zatrzymaliśmy się przed wypożyczalnią, gdzie za 7 euro wypożyczyliśmy sprzęt na cały dzień. Jeszcze tylko 15 minut krętych, górskich uliczek i... Znaleźliśmy się w pięknej, zimowej scenerii- nie mogłam w to uwierzyć! Szybko ogarnęliśmy sprawę związaną ze skipassami i znaleźliśmy się na stoku. Wskoczyłam na narty i byłam najszczęśliwszym człowiekiem na kuli ziemskiej. Przeżyłam mój pierwszy free ride, pierwszą skocznię, no i po raz pierwszy zjechałam z samego szczytu bez strachu. I w ogóle nie mogłam uwierzyć w to, że cały czas jestem w Grecji. Z resztą sami zobaczcie:












create, grow, try and expand, dare, jump and just see where you land


8 komentarzy:

  1. dla mnie zimowe sporty zdecydowanie odpadają, zbyt dużym jestem zmarzluchem. ale zawsze lubiłam oglądać zdjęcia ze stoków.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ze mnie też zmarzluch, ale na szczęście na stoku tego nie czuję! :D

      Usuń
  2. zawsze jak wejdę na Twojego bloga, to mam ochotę przenieśc się w miejsce ze zdjęć!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wierzę, że w Grecji można sobie pojeździć w takich warunkach a u nas wczoraj tak świeciło słońce, że myślałam, że to już wiosna :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tutaj teraz ponad 20 stopni więc chyba koniec z nartami! :)

      Usuń
  4. Pięknie tam jest, lecz ja nie przepadam za stokami;/

    OdpowiedzUsuń
  5. Zabrzmię pewnie jak jakaś totalna ignorantka, ale nigdy nie przyszło mi do głowy, ze w Grecji można jeździc na nartach ;)

    OdpowiedzUsuń